środa, 29 października 2014

CO WIEM O MOICH WŁOSACH?

 

   


   Witajcie! Zanim przystąpię do zamieszczania kolejnych wpisów, chciałabym poświęcić jeden post na dokładny opis obecnego stanu moich włosów oraz ich aktualnych potrzeb, które zmieniają się wraz z upływem czasu, w skutek czego produkty, które wcześniej się na nich sprawdzały, nie dają już spektakularnych efektów. Osobiście jestem ciekawa, czym jeszcze mnie zaskoczą i czego się od nich nauczę :-) 
  
Typ włosa: Proste, z tendencją do wywijania się na końcach. 
Można je szybko zakręcić, lecz jeszcze szybciej się prostują ;) Koczek-ślimaczek nie daje im rady- zamiast fal powstają na nich dziwne "odgnioty", które również prędko się prostują.  

Gęstość: gęste
Włosów jest naprawdę dużo, udało mi się pozbyć zakoli, obniżyła się też linia czoła.

Struktura: Pojedynczy włos bardzo cienki
Niestety genetyki nie oszukam, dlatego spektakularna objętość raczej mi nie grozi :-) Być może uda mi się zyskać 0,5 mm więcej grubości w kucyku, gdy baby hair z zakoli urosną, ale na więcej nie liczę, włosów i tak jest już dużo.

Objętość kucyka: 8,5- 9cm   
     Przedstawiłam ją w postaci przedziału liczbowego, ponieważ pomiar za każdym razem wychodzi inny, ale na pewno nie jest to mniej niż 8,5 cm i nie więcej niż 9 cm.

Długość: ok. 66cm

Porowatość: Po długich miesiącach obserwacji doszłam do wniosku, że nie jestem w stanie w jednoznaczny sposób określić porowatości dla całości moich włosów, gdyż jest ona inna w zależności od ich długości. Obecnie włosy od skalpu do ramion określiłabym jako niskoporowate, w dalszej ich części porowatość wzrasta, by na wrażliwych końcach stać się porowatością średnią zmierzającą w kierunku wysokiej. Na mojej czuprynie znajdują się również wysokoporowate pasma, które niedawno odkryłam i stanowią one część spodniej warstwy włosów, która niszczeje poprzez kontakt z odzieżą, czy z paskiem od torebki. Pasma te nieustannie się plączą, są bardziej suche od reszty włosów i znajduję na nich rozdwojone końcówki. Przypominają mi one o czasach, kiedy całe moje włosy były w podobnym stanie i dzięki temu doceniam to, co udało mi się już osiągnąć.
 
Włosowy cel:
- obniżenie porowatości wysokoporowatych pasm poprzez wzmożone odżywianie oraz zabezpieczanie silikonowym serum na całej długości
- dalsza wzmożona pielęgnacja i zabezpieczanie uwrażliwionych końcówek

Skalp: nadmierne przetłuszczanie + wieczny przyklap
Obecnie spokojnie wytrzymuję bez mycia półtora dnia, lecz dzięki użyciu suchego szamponu zaraz po wysuszeniu włosów potrafię wydłużyć ten czas o jeden dzień, jednak staram się zachować umiar w przypadku stosowania takich specyfików, bo wiem, że na dłuższą metę skalp się zbuntuje. Często stosuję glinki lub skrobię zamiast suchego szamponu, lecz muszę przyznać, że nie daje to aż tak dobrych efektów.  

Włosowy cel: Zmniejszenie przetłuszczania i dalsze poszukiwania "złotego środka" na uniesienie włosów u nasady trwające dłużej niż kilka minut.


      Kolor: naturalny blond
Ciężko mi opisać jego odcień. Uwielbiam swój kolor latem, rozjaśniony słońcem, ze złotym połyskiem i refleksami. Nie lubię go zimą, styczeń, luty i marzec to kryzysowe miesiące, kiedy włosy znacznie ciemnieją, a przy bladej cerze wygląda to jeszcze mniej korzystnie. Wtedy walczę sama ze sobą, by ich nie zafarbować. 

Włosowy cel: uzyskanie jaśniejszego odcienia zimą poprzez próbę rozjaśniania korzeniem rzewienia

Poniżej zdjęcie refleksów wyczarowanych przez słońce (włosy były jeszcze wilgotne i nierozczesane, stąd kołtun z tyłu głowy):





Elizabeth
 





niedziela, 26 października 2014

NIEDZIELA DLA WŁOSÓW (I) - Oczyszczanie + mocne odżywianie



Moją NDW przeniosłam na sobotę, gdyż dzisiaj zabrakłoby mi czasu na "włosowe spa". Oto produkty, których użyłam:



Na zdjęciu brakuje miodu, którego użycie miałam w zamiarach już od dłuższego czasu i od którego zaczęłam wczorajsze spa. Oczyszczone szamponem Green Pharmacy włosy osuszyłam ręcznikiem i nałożyłam na nie spontanicznie przygotowaną przeze mnie  mieszankę.


Do 1,5 łyżki miodu dodałam 3 łyżki oleju lnianego, następnie na oko dolałam odżywki Mrs Potters tak, by produkty się połączyły. Aby zagęścić maseczkę wsypałam do niej odrobinę skrobi ziemniaczanej. Na koniec do całości dodałam 4 krople olejku cytrynowego. Maseczkę trzymałam na głowie pod foliowym czepkiem i podgrzewałam całość suszarką przez kilka minut. Po godzinie zmyłam maskę szamponem Baby Dream i przystąpiłam do laminowania włosów żelatyną.


1 łyżkę żelatyny zalałam 1/3 szklanki wrzątku i dodałam do tego 1 łyżkę odżywki Alterry Granat i aloes. Maseczka początkowo była bardzo płynna i przestraszona tym, że przesadziłam z ilością wody, dodałam do niej odrobinę skrobii, co było zbędne, gdyż gdy maska porządnie ostygła zyskała konsystencję budyniu. Mieszankę ponownie podgrzewałam suszarką kilka minut przez foliowy czepek i pozostawiłam na włosach przez ok. 45 min. Następnie spłukałam całość obficie wodą i zakwasiłam włosy płukanką z octu.





Po wysuszeniu były sypkie, ale nieco usztywnione przez żelatynę. Mocne oczyszczanie nigdy im nie służyło, jednak staram się zminimalizować jego skutki poprzez silne odżywienie, które niestety wiąże się z brakiem objętości. Dzisiaj włosy wyglądają nieco gorzej mimo, że są dobrze odżywione, to wizualnie prezentują się przeciętnie,a skalp już zaczął się przetłuszczać. Następnym razem po oczyszczaniu silniejszym detergentem zamierzam użyć drogeryjnej maski, lepszy efekt uzyskałam stosując kiedyś maskę Biovax z olejem arganowym, a następnie Biovaxu do włosów osłabionych. Dodam jeszcze, iż po zabiegu laminowania wykonywanego solo po oczyszczeniu silnym detergentem, mimo dobrego odżywienia, włosy wizualnie nigdy nie prezentowały się dobrze i brakowało im efektu "wow".  Myślałam, iż uprzednie zastosowanie maseczki emolientowo-humektantowej poprawi efekt końcowy, jednak się myliłam.

                                                                                                                          Pozdrawiam Elizabeth


piątek, 24 października 2014

MOJA WŁOSOWA HISTORIA



Choć na świat przyszłam z pokaźną, jak na niemowlę, ilością czarnych włosów, to wkrótce potem moje czupryna bardzo zjaśniała i stałam się naturalną blondynką :-)
Odkąd pamiętam moje włosy były proste i pozbawione objętości. Problem od zawsze stanowiło dla mnie nadmierne przetłuszczanie, „przyklapnięcie” włosów u nasady oraz suche i rozdwajające się końcówki. Wbrew pozorom moje włosy są dość gęste, choć na ich objętość negatywnie wpływa grubość pojedynczych włosów, które są bardzo cienkie.

 
Zawsze marzyłam o długich do pasa włosach i takowe udało mi się uzyskać pod koniec podstawówki. Moja pielęgnacja ograniczała się wtedy jedynie do szamponu i muszę stwierdzić, że jak na tamtejszy całkowity brak odżywiania moje włosięta trzymały się nieźle, choć takiej liczby rozdwojonych, a raczej „rozczworzonych” końcówek nie widziałam już nigdy więcej w moim życiu. Marzyłam wtedy o falach, dlatego często na noc zaplatałam ciasny warkocz.


Nadszedł okres dojrzewania i czas moich włosowych rewolucji. Najpierw skróciłam swoje włosy do połowy pleców, następnie zdecydowałam się na modne wtedy cieniowanie i pasemka oraz skrócenie fryzury do ramion, na co moje włosy zareagowały skręcaniem się i  puszeniem. Wtedy też zaczęłam „dbać” o swoje włosięta rozpoczynając „pantenowo – silikonowe” kuracje. Włosy myłam codziennie, co niestety trwa do dziś. Wtedy dla odmiany zaczęłam tęsknić za prostymi włosami i zdecydowałam się na zakup pierwszej lepszej taniej prostownicy(przepraszam za jakość niektórych zdjęć). 


Nie rezygnowałam z pasemek, czasami malowałam spód ciemniejszą farbą (na zdjęciu po lewej prosto po wyjściu od fryzjera, po prawej jak moje włosy prezentowały się na co dzień). Codziennie prostowałam grzywkę i przednie pasma, lecz nawet odrobina wilgoci powodowała, że puszyły się skręcały w brzydki sposób. Zaczęłam tęsknić za długimi włosami i rozpoczęłam zapuszczanie, cały czas borykałam się z rozdwojonymi końcówkami, dlatego zakupiłam „alkoholowe” serum na końcówki z Avonu, z którego stosowania nie rezygnowałam przez kilka lat :/


Prawdziwą krzywdę wyrządziłam swoim włosom decydując się na drastyczne cieniowanie (włosy na czubku głowy miały zaledwie kilka centymetrów)oraz farbowanie (rozjaśnienie góry i ciemna farba od spodu). Już po wyjściu od fryzjera nie byłam zadowolona z efektów, koszmar czekał mnie jednak na drugi dzień po umyciu włosów.  


Byłam załamana tym co miałam na głowie, włosy przestały mnie w ogóle słuchać. Winę zrzuciłam na farbowanie i postanowiłam wtedy sobie raz na zawsze – nigdy więcej farbowania i zasady tej trzymam się do dziś. Cierpliwie czekałam, aż pozbędę się skutków tej fatalnej fryzury, lecz ślady farby były widoczne jeszcze przez kilka lat. Nie rezygnowałam wtedy z prostowania i cieniowania, nie żałowałam też swoim włosom lakieru, czy mnóstwa silikonowych produktów z górnej półki, w których działanie bardzo wierzyłam, a które były pozbawione jakichkolwiek naturalnych i odżywczych składników. W krytycznym momencie moje włosy przestały słuchać nawet prostownicy, po prostowaniu wcale nie były proste, lecz "gumowate", dziwnie się falowały, każde pasemko w inny, dziwaczny sposób.  Zwróćcie uwagę, jak z czasem robiło ich jeszcze mniej, ten moment uznałam za krytyczny w mojej historii.



Pamiętam również, jak fryzjerka dziwiła się, że z lewej strony włosy są wyraźnie rzadsze i rzeczywiście, lewe zakole było widocznie większe. Na zdjęciu poniżej włosy bez prostowania:


W końcu udało mi się pozbyć farby, włosy odrosły, lecz nadal katowałam swoje naturalnie proste włosy prostownicą, niby prostując niesforną grzywkę, lecz w rzeczywistości paląc każde pasmo, które akurat mi „podpadło”.


Ciągle marzyłam o długich do pasa włosach, zrezygnowałam z wcześniejszego drastycznego cieniowania na rzecz cieniowania trochę delikatniejszego, przestałam chodzić regularnie na basen, po którym uprzednio wyprostowane i wymoczone w chlorze włosy paliłam na wiór suszarką, którą specjalnie brałam ze sobą z domu, by jak najszybciej je wysuszyć, zaczęłam też regularnie stosować maseczki (oczywiście z Pantene). Stan włosów odrobinę się poprawił, udało mi się je nawet trochę zapuścić, niestety z powodu rozdwojonych końcówek byłam zmuszona za każdym razem podcinać na długości to, co zdążyło odrosnąć. Moje włosy były przesuszone i matowe. Zaczęłam już nawet myśleć, że więcej z nich wydobyć się nie da i że jest to maksimum ich piękna. 


Postanowiłam wreszcie prawdziwie zawalczyć o piękne włosy. Zapuściłam grzywkę, którą do tej pory katowałam nawet kilkakrotnie w  ciągu dnia prostownicą, przestałam spać w mokrych włosach, ograniczyłam cieniowanie, regularnie podcinałam końcówki i zaczęłam używać szczotki z naturalnego włosia. Włosy prezentowały się coraz lepiej (niestety nie mam zdjęcia z tego okresu), lecz nadal borykałam się z rozdwojonymi końcami, a moim włosom brakowało „tego czegoś”. 
Wtedy trafiłam na bloga Anwen, i stopniowo zaczęłam wprowadzać w życie to, co na nim przeczytałam. Pierwszym krokiem było odstawienie serum z Avonu i zastąpienie go olejkiem rycynowym. I tutaj sukces, ogromna poprawa końcówek (po serum były rozdwojone już po tygodniu od podcięcia!). Moje włosy pokochały oleje i zaczęły nabierać blasku. Dodatkowo zaczęłam używać maski z Pilomaxu. Na zdjęciu moje włosy po kilkunastu tygodniach olejowania, niestety zdjęcie nie oddaje prawdziwego stanu moich włosów, gdyż są wyprostowane i nadal wspomagane silikonami.  

 
W końcu postanowiłam całkowicie wcielić w życie zasady włosomaniactwa. Na zawsze rozstałam się z prostownicą i postawiłam na naturalną pielęgnację włosów. Choć końce bywały niesforne po odstawieniu prostownicy, to wreszcie stały się zdrowe jak nigdy przedtem i przestały się rozdwajać.


 

Dwa kolejne zdjęcia bez flasha:

Luty 2014
   
 

Czerwiec 2014


 

Wrzesień 2014

                                                         



Moja pielęgnacja prezentuje się w następujący sposób:
- szampony: babydream, Love2mix z papryczką chilli i pomarańczą, płyn Facelle (do codziennego mycia) i Green Pharmacy z rumiankiem lub Barwa brzozowy (do oczyszczania raz na 2 tygodnie)
- odżywki: Nivea z olejkiem babassu, Alterra granat i aloes, Planeta Organica Africa macadamia
- maski: Biovax z proteinami mlecznymi i Biovax do włosów słabych i wypadających; czasami maski domowej roboty
- mycie metodą OMO ( Balsam z Aloesem Mrs Potter lub Garnier awokado i karite – pierwsze „O”)
- oleje: moje włosy pod tym względem nie są wybredne i ciężko jest mi wskazać, który z olei działa na nie w szczególny sposób. Staram się je nakładać co najmniej 2 razy w tygodniu na całą noc. Stosowałam już: oliwę z oliwek, olej lniany, olej kokosowy, olej alterry brzoza i pomarańcza, olej rycynowy, arganowy, Baby Dram fur Mama i migdałowy.
- glinki, płukanki (octowa raz w tygodniu i czasami z aloesu)
- wcierki: Jantar
- końcówki: olej kokosowy po każdym myciu + jedwab Joanna lub Marion
- szczotka: Khaja z naturalnego włosia (nie zamienię jej na żadną inną)
- peeling skóry głowy nasionami truskawek lub malin (raz na 2 tygodnie)
- związywanie włosów w miarę możliwości  (uwielbiam chodzić w rozpuszczonych, niestety moje włosy strasznie się przez to plączą)
Obecnie jestem bardzo zadowolona ze stanu moich włosów, a zwłaszcza z końców, o których marzyłam. Nadal walczę z nadmiernym przetłuszczaniem, chciałabym bardzo myć włosy co drugi dzień, co czasem mi się udaje Problematyczny jest również skalp, moje włosy zawsze są przyklapnięte, nawet po upięciu na noc włosów do góry, po paru minutach od ich rozpuszczenia wracają do pierwotnego stanu. Widocznie już taki mój urok :-)
Moje włosy nie są idealne, jednak wydaje mi się, że udało mi się wydobyć z nich to, co piękne. Lubię ich kolor (zwłaszcza rozjaśniony słońcem) oraz cenię je za to, że są proste. Być może, spotkawszy mnie na ulicy, ktoś może stwierdzić, że moje włosy wyglądają przeciętnie, gdyż nie wyróżniają się grubością czy objętością, jednak tylko ja wiem, co musiałam przejść, by doprowadzić swoje cienkie włosy do obecnego stanu.

Pozdrawiam
Elizabeth