piątek, 24 października 2014

MOJA WŁOSOWA HISTORIA



Choć na świat przyszłam z pokaźną, jak na niemowlę, ilością czarnych włosów, to wkrótce potem moje czupryna bardzo zjaśniała i stałam się naturalną blondynką :-)
Odkąd pamiętam moje włosy były proste i pozbawione objętości. Problem od zawsze stanowiło dla mnie nadmierne przetłuszczanie, „przyklapnięcie” włosów u nasady oraz suche i rozdwajające się końcówki. Wbrew pozorom moje włosy są dość gęste, choć na ich objętość negatywnie wpływa grubość pojedynczych włosów, które są bardzo cienkie.

 
Zawsze marzyłam o długich do pasa włosach i takowe udało mi się uzyskać pod koniec podstawówki. Moja pielęgnacja ograniczała się wtedy jedynie do szamponu i muszę stwierdzić, że jak na tamtejszy całkowity brak odżywiania moje włosięta trzymały się nieźle, choć takiej liczby rozdwojonych, a raczej „rozczworzonych” końcówek nie widziałam już nigdy więcej w moim życiu. Marzyłam wtedy o falach, dlatego często na noc zaplatałam ciasny warkocz.


Nadszedł okres dojrzewania i czas moich włosowych rewolucji. Najpierw skróciłam swoje włosy do połowy pleców, następnie zdecydowałam się na modne wtedy cieniowanie i pasemka oraz skrócenie fryzury do ramion, na co moje włosy zareagowały skręcaniem się i  puszeniem. Wtedy też zaczęłam „dbać” o swoje włosięta rozpoczynając „pantenowo – silikonowe” kuracje. Włosy myłam codziennie, co niestety trwa do dziś. Wtedy dla odmiany zaczęłam tęsknić za prostymi włosami i zdecydowałam się na zakup pierwszej lepszej taniej prostownicy(przepraszam za jakość niektórych zdjęć). 


Nie rezygnowałam z pasemek, czasami malowałam spód ciemniejszą farbą (na zdjęciu po lewej prosto po wyjściu od fryzjera, po prawej jak moje włosy prezentowały się na co dzień). Codziennie prostowałam grzywkę i przednie pasma, lecz nawet odrobina wilgoci powodowała, że puszyły się skręcały w brzydki sposób. Zaczęłam tęsknić za długimi włosami i rozpoczęłam zapuszczanie, cały czas borykałam się z rozdwojonymi końcówkami, dlatego zakupiłam „alkoholowe” serum na końcówki z Avonu, z którego stosowania nie rezygnowałam przez kilka lat :/


Prawdziwą krzywdę wyrządziłam swoim włosom decydując się na drastyczne cieniowanie (włosy na czubku głowy miały zaledwie kilka centymetrów)oraz farbowanie (rozjaśnienie góry i ciemna farba od spodu). Już po wyjściu od fryzjera nie byłam zadowolona z efektów, koszmar czekał mnie jednak na drugi dzień po umyciu włosów.  


Byłam załamana tym co miałam na głowie, włosy przestały mnie w ogóle słuchać. Winę zrzuciłam na farbowanie i postanowiłam wtedy sobie raz na zawsze – nigdy więcej farbowania i zasady tej trzymam się do dziś. Cierpliwie czekałam, aż pozbędę się skutków tej fatalnej fryzury, lecz ślady farby były widoczne jeszcze przez kilka lat. Nie rezygnowałam wtedy z prostowania i cieniowania, nie żałowałam też swoim włosom lakieru, czy mnóstwa silikonowych produktów z górnej półki, w których działanie bardzo wierzyłam, a które były pozbawione jakichkolwiek naturalnych i odżywczych składników. W krytycznym momencie moje włosy przestały słuchać nawet prostownicy, po prostowaniu wcale nie były proste, lecz "gumowate", dziwnie się falowały, każde pasemko w inny, dziwaczny sposób.  Zwróćcie uwagę, jak z czasem robiło ich jeszcze mniej, ten moment uznałam za krytyczny w mojej historii.



Pamiętam również, jak fryzjerka dziwiła się, że z lewej strony włosy są wyraźnie rzadsze i rzeczywiście, lewe zakole było widocznie większe. Na zdjęciu poniżej włosy bez prostowania:


W końcu udało mi się pozbyć farby, włosy odrosły, lecz nadal katowałam swoje naturalnie proste włosy prostownicą, niby prostując niesforną grzywkę, lecz w rzeczywistości paląc każde pasmo, które akurat mi „podpadło”.


Ciągle marzyłam o długich do pasa włosach, zrezygnowałam z wcześniejszego drastycznego cieniowania na rzecz cieniowania trochę delikatniejszego, przestałam chodzić regularnie na basen, po którym uprzednio wyprostowane i wymoczone w chlorze włosy paliłam na wiór suszarką, którą specjalnie brałam ze sobą z domu, by jak najszybciej je wysuszyć, zaczęłam też regularnie stosować maseczki (oczywiście z Pantene). Stan włosów odrobinę się poprawił, udało mi się je nawet trochę zapuścić, niestety z powodu rozdwojonych końcówek byłam zmuszona za każdym razem podcinać na długości to, co zdążyło odrosnąć. Moje włosy były przesuszone i matowe. Zaczęłam już nawet myśleć, że więcej z nich wydobyć się nie da i że jest to maksimum ich piękna. 


Postanowiłam wreszcie prawdziwie zawalczyć o piękne włosy. Zapuściłam grzywkę, którą do tej pory katowałam nawet kilkakrotnie w  ciągu dnia prostownicą, przestałam spać w mokrych włosach, ograniczyłam cieniowanie, regularnie podcinałam końcówki i zaczęłam używać szczotki z naturalnego włosia. Włosy prezentowały się coraz lepiej (niestety nie mam zdjęcia z tego okresu), lecz nadal borykałam się z rozdwojonymi końcami, a moim włosom brakowało „tego czegoś”. 
Wtedy trafiłam na bloga Anwen, i stopniowo zaczęłam wprowadzać w życie to, co na nim przeczytałam. Pierwszym krokiem było odstawienie serum z Avonu i zastąpienie go olejkiem rycynowym. I tutaj sukces, ogromna poprawa końcówek (po serum były rozdwojone już po tygodniu od podcięcia!). Moje włosy pokochały oleje i zaczęły nabierać blasku. Dodatkowo zaczęłam używać maski z Pilomaxu. Na zdjęciu moje włosy po kilkunastu tygodniach olejowania, niestety zdjęcie nie oddaje prawdziwego stanu moich włosów, gdyż są wyprostowane i nadal wspomagane silikonami.  

 
W końcu postanowiłam całkowicie wcielić w życie zasady włosomaniactwa. Na zawsze rozstałam się z prostownicą i postawiłam na naturalną pielęgnację włosów. Choć końce bywały niesforne po odstawieniu prostownicy, to wreszcie stały się zdrowe jak nigdy przedtem i przestały się rozdwajać.


 

Dwa kolejne zdjęcia bez flasha:

Luty 2014
   
 

Czerwiec 2014


 

Wrzesień 2014

                                                         



Moja pielęgnacja prezentuje się w następujący sposób:
- szampony: babydream, Love2mix z papryczką chilli i pomarańczą, płyn Facelle (do codziennego mycia) i Green Pharmacy z rumiankiem lub Barwa brzozowy (do oczyszczania raz na 2 tygodnie)
- odżywki: Nivea z olejkiem babassu, Alterra granat i aloes, Planeta Organica Africa macadamia
- maski: Biovax z proteinami mlecznymi i Biovax do włosów słabych i wypadających; czasami maski domowej roboty
- mycie metodą OMO ( Balsam z Aloesem Mrs Potter lub Garnier awokado i karite – pierwsze „O”)
- oleje: moje włosy pod tym względem nie są wybredne i ciężko jest mi wskazać, który z olei działa na nie w szczególny sposób. Staram się je nakładać co najmniej 2 razy w tygodniu na całą noc. Stosowałam już: oliwę z oliwek, olej lniany, olej kokosowy, olej alterry brzoza i pomarańcza, olej rycynowy, arganowy, Baby Dram fur Mama i migdałowy.
- glinki, płukanki (octowa raz w tygodniu i czasami z aloesu)
- wcierki: Jantar
- końcówki: olej kokosowy po każdym myciu + jedwab Joanna lub Marion
- szczotka: Khaja z naturalnego włosia (nie zamienię jej na żadną inną)
- peeling skóry głowy nasionami truskawek lub malin (raz na 2 tygodnie)
- związywanie włosów w miarę możliwości  (uwielbiam chodzić w rozpuszczonych, niestety moje włosy strasznie się przez to plączą)
Obecnie jestem bardzo zadowolona ze stanu moich włosów, a zwłaszcza z końców, o których marzyłam. Nadal walczę z nadmiernym przetłuszczaniem, chciałabym bardzo myć włosy co drugi dzień, co czasem mi się udaje Problematyczny jest również skalp, moje włosy zawsze są przyklapnięte, nawet po upięciu na noc włosów do góry, po paru minutach od ich rozpuszczenia wracają do pierwotnego stanu. Widocznie już taki mój urok :-)
Moje włosy nie są idealne, jednak wydaje mi się, że udało mi się wydobyć z nich to, co piękne. Lubię ich kolor (zwłaszcza rozjaśniony słońcem) oraz cenię je za to, że są proste. Być może, spotkawszy mnie na ulicy, ktoś może stwierdzić, że moje włosy wyglądają przeciętnie, gdyż nie wyróżniają się grubością czy objętością, jednak tylko ja wiem, co musiałam przejść, by doprowadzić swoje cienkie włosy do obecnego stanu.

Pozdrawiam
Elizabeth

6 komentarzy:

  1. Przepiękne masz włosy! A sama przemiana wręcz niesamowita! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku zakochalam się w twoich wlosach... *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję, naprawdę miło mi to słyszeć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękna, gęsta tafla! Zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. Z Twojej perspektywy na pewno wygląda to inaczej, bo włosy zmieniały się powoli, ale na zdjęciach widać takie skoki stanu i wyglądu. To robi wrażenie :) Imponująca zmiana.

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałaś takie długie włosy i je ścięłaś, zupełnie jak ja. Tylko, że ja skończyłam z bobem. :D
    Rzeczywiście podobna ta cieniowana fryzura do mojej.
    Ja niestety wciąż odczuwam skutki cieniowanej grzywy.
    Teraz Twoje włosy są takie piękne.

    OdpowiedzUsuń